ZUL zawiera umowę trzyletnią. W drugim roku obowiązywania umowy współpraca z Nadleśnictwem komplikuje się. Ostatecznie dochodzi do odstąpienia od umowy przez Nadleśnictwo. ZUL zostaje obciążony karą umowną w wysokości 10% wartość całego kontraktu. Kwota jest niebagatelna. Ponieważ firma leśna nie płaci dobrowolnie, sprawa trafia na wokandę sądową. ZUL broni się przed zapłatą twierdząc, że nie było podstaw do rezygnacji z umowy przez Nadleśnictwo, a ponadto że kara sama w sobie jest rażąca.
Miałem i nadal mam przyjemność reprezentować firmę leśną w tym sporze. Kilka dni temu zapada wyrok. Powództwo jest oddalone w całości. Właściciel firmy nie musi zdaniem sądu płacić Nadleśnictwu ani złotówki!
Jakie są powody takiej decyzji? Tego jeszcze nie wiem. Uzasadnienie na piśmie trafi do nas zapewne za jakiś czas. Wyrok, jak się domyślam, zostanie zaskarżony przez Nadleśnictwo. Nie jest to zatem koniec batalii w tej sprawie.
Wynik procesu na tym etapie pokazuje jednak, że dziesiątki godzin spędzone na analizowaniu dokumentów i wspólnych rozmowach z klientem nie poszły na marne. Jestem prawie pewien, że nasza staranność w weryfikacji materiału dowodowego i przygotowanie do jego czytelnego przedstawienia na rozprawach pomogły uzyskać satysfakcjonujący rezultat.
Okazuje się, że silniejsza, prawna pozycja zamawiającego, uzbrojonego w surową i obszerną umowę, nienegocjowalną w postępowaniu przetargowym, nie musi z góry oznaczać porażki wykonawcy.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }