Pierwszy raz zapłacili, kiedy wstrzymano zlecenia w lasach.
Drugi raz płacą, kiedy Nadleśnictwa na siłę chcą wyrobić roczny plan.
***
W ostatnich tygodniach kontaktowało się ze mną kilkoro właścicielek lub właścicieli firm leśnych. Zgłaszali się z problemem, że nie są w stanie na bieżąco realizować aktualnych zleceń. Okazywało się, że zakres prac przekracza zdolności wykonawcy.
Umowę podpisano późno, bo, niemal jak zwykle, była walka o stawki i unieważnienie przetargu. Na starcie zatem pojawił się poślizg w realizacji planu.
Potem koronawirus. Praca z pozyskania zatrzymuje się dla niektórych niemal w miejscu. Przestój, w zależności od Nadleśnictwa, trwa różnie. W skrajnych przypadkach, biorąc pod uwagę przeciętną, miesięczną masę przed epidemią, do faktycznego wstrzymania wycinek dochodzi przez okres 20 – 24 tygodni. Nie muszę chyba w tym miejscu przypominać, że mówimy o najbardziej dochodowych czynnościach.
Mija epidemia (choć jak widać obecnie, wcale nie na zawsze) i praca wraca do lasu. Właściciel firmy cieszy się ze wznowienia zleceń. Radość jest jednak krótka.
Okazuje się, że Nadleśnictwo narzuca szaleńcze tempo. Zamawiający oczekuje miesięcznego wykonania na poziomie nawet kilkukrotnie wyższym niż przed covid-em. Firma łapie zadyszkę i opóźnienia. Nadleśnictwo panikuje i grozi karami, a nawet (znam taki przypadek) od razu odstąpieniem od umowy.
***
Śmiem twierdzić, że nacisk zamawiającego jest tym większy, im więcej pozostaje do osiągnięcia magicznej granicy 70% umowy. To jest bowiem gwarancja wartości usług, od której nie może uchylić się Nadleśnictwo. Jeżeli się uchyli, grozi mu ze strony wykonawcy sprawa o odszkodowanie za utracone zyski. Pisałem o tym tutaj.
Są przypadki, gdzie zamawiający nic sobie nie robi z ograniczonych zasobów firmy leśnej. Nie interesuje go, że nie da się z dnia na dzień znaleźć dobrych, efektywnych pilarzy. Nie da się zakupić sprzętu za wiele tysięcy, tym bardziej, że poprzednie miesiące to posucha pod kątem wpływów finansowych.
***
Jeżeli z takim scenariuszem mamy do czynienia, to na pewno nie jest on zgodny z umową. To nie jest bowiem wina firmy leśnej, że przez kilka miesięcy nie realizowała zaplanowanych pierwotnie usług.
Co mógł zrobić ZUL kiedy Nadleśnictwo wstrzymało zlecenia?
Nic!
Co może zrobić ZUL, kiedy Nadleśnictwo obciąża nadmiarem zleceń?
Od razu pismo, jasne stanowisko, żądanie rozmów oraz zmiany organizacji prac. Rzeczowe przedstawienie argumentów i przekonywanie, że nie na tym polega uczciwa współpraca.
Jeżeli kary umowne okażą się wysokie, sprawa powinna trafić na sądową wokandę. Umowa nie służy realizacji wyłącznie interesu silniejszego partnera.
***
Z jesiennej galerii Żony:
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Mam kilku znajomych, którzy pracują w spółkach zajmujących się wyrobem drewna i sytuacja rzeczywiście jest bardzo zła. Ilość nadgodzin, która się pojawia jest przytłaczająca, a stawki pozostawały niezmienne. Dopiero argument o pomocy adwokata znającego się na prawie pracy skłonił pracodawcę do dodatkowej gratyfikacji za nadgodziny. Ciekawe, czy niedługo sytuacja się trochę poprawi.
Panie Arkadiuszu, dziękuję za komentarz.
Nie ma usprawiedliwienia dla właściciela firmy leśnej, który nieuczciwie rozlicza się ze swoim pracownikiem. Mocno zachęcam do korzystania w takich sytuacjach z ochrony prawnej.
Niezależnie od tego, że ZUL-e są pod ciągłą presją obniżania stawek oraz borykają się z problemami, o których mowa w powyższym wpisie, ceny za tę sytuację nie powinien płacić pracownik jako słabsze ogniwo.
Wydaje mi się, że jednak w ten sytuacji ważna jest dobra pomoc prawna białystok. Sama właśnie mam w planach skorzystać z oferty tej firmy, ponieważ słyszałam, że bardzo fachowo podchodzą do spraw klientów