Łukasz Bąk

adwokat

Doradztwem prawnym zajmuję się od 2007 r. Jestem pełnomocnikiem w sprawach cywilnych i gospodarczych, opiniuję i piszę umowy, doradzam w bieżącej działalności firm, czasem także bywam obrońcą w procesach karnych.
[Więcej >>>]

Zgłoś problem w przetargu elektronicznym

Ten blog ma już trzy lata

Łukasz Bąk20 października 20206 komentarzy

Kiedy rozpoczynałem przygodę z prawniczym blogowaniem, nie spodziewałem się, że sprawi mi ona tyle satysfakcji. Obawiałem się, że nie będę wiedział o czym pisać, jak pisać, kiedy pisać.

Prowadzenia bloga okazało się wielką przyjemnością, więc po trzech latach absolutnie nie zamierzam rezygnować.

***

Dziękuję wszystkim, którzy tutaj zaglądają i od których docierają do mnie ciepłe słowa na temat wpisów odnalezionych na blogu.

Tych, w których głowach gromadzą się pytania odnośnie prawa i firm leśnych, nieodmiennie zapraszam do kontaktu.

Ponieważ tegoroczny jubileusz zbiegł się z ogłoszeniem pierwszych przetargów w różnych zakątkach kraju, z tej okazji trzymam kciuki za pomyślną i uczciwą rywalizację.

***

Z galerii Żony:

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 609 666 103e-mail: lukasz.bak@jaskot-bak.pl

Wykonawcy za epidemię płacą dwa razy

Łukasz Bąk03 października 20203 komentarze

Pierwszy raz zapłacili, kiedy wstrzymano zlecenia w lasach.

Drugi raz płacą, kiedy Nadleśnictwa na siłę chcą wyrobić roczny plan.

***

W ostatnich tygodniach kontaktowało się ze mną kilkoro właścicielek lub właścicieli firm leśnych. Zgłaszali się z problemem, że nie są w stanie na bieżąco realizować aktualnych zleceń. Okazywało się, że zakres prac przekracza zdolności wykonawcy.

Umowę podpisano późno, bo, niemal jak zwykle, była walka o stawki i unieważnienie przetargu. Na starcie zatem pojawił się poślizg w realizacji planu.

Potem koronawirus. Praca z pozyskania zatrzymuje się dla niektórych niemal w miejscu. Przestój, w zależności od Nadleśnictwa, trwa różnie. W skrajnych przypadkach, biorąc pod uwagę przeciętną, miesięczną masę przed epidemią, do faktycznego wstrzymania wycinek dochodzi przez okres 20 – 24 tygodni. Nie muszę chyba w tym miejscu przypominać, że mówimy o najbardziej dochodowych czynnościach.

Mija epidemia (choć jak widać obecnie, wcale nie na zawsze) i praca wraca do lasu. Właściciel firmy cieszy się ze wznowienia zleceń. Radość jest jednak krótka.

Okazuje się, że Nadleśnictwo narzuca szaleńcze tempo. Zamawiający oczekuje miesięcznego wykonania na poziomie nawet kilkukrotnie wyższym niż przed covid-em. Firma łapie zadyszkę i opóźnienia. Nadleśnictwo panikuje i grozi karami, a nawet (znam taki przypadek) od razu odstąpieniem od umowy.

***

Śmiem twierdzić, że nacisk zamawiającego jest tym większy, im więcej pozostaje do osiągnięcia magicznej granicy 70% umowy. To jest bowiem gwarancja wartości usług, od której nie może uchylić się Nadleśnictwo. Jeżeli się uchyli, grozi mu ze strony wykonawcy sprawa o odszkodowanie za utracone zyski. Pisałem o tym tutaj.

Są przypadki, gdzie zamawiający nic sobie nie robi z ograniczonych zasobów firmy leśnej. Nie interesuje go, że nie da się z dnia na dzień znaleźć dobrych, efektywnych pilarzy. Nie da się zakupić sprzętu za wiele tysięcy, tym bardziej, że poprzednie miesiące to posucha pod kątem wpływów finansowych.

***

Jeżeli z takim scenariuszem mamy do czynienia, to na pewno nie jest on zgodny z umową. To nie jest bowiem wina firmy leśnej, że przez kilka miesięcy nie realizowała zaplanowanych pierwotnie usług.

Co mógł zrobić ZUL kiedy Nadleśnictwo wstrzymało zlecenia?

Nic!

Co może zrobić ZUL, kiedy Nadleśnictwo obciąża nadmiarem zleceń?

Od razu pismo, jasne stanowisko, żądanie rozmów oraz zmiany organizacji prac. Rzeczowe przedstawienie argumentów i przekonywanie, że nie na tym polega uczciwa współpraca.

Jeżeli kary umowne okażą się wysokie, sprawa powinna trafić na sądową wokandę. Umowa nie służy realizacji wyłącznie interesu silniejszego partnera.

***

Z jesiennej galerii Żony:

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 609 666 103e-mail: lukasz.bak@jaskot-bak.pl

Odnowienie podpisu elektronicznego

Łukasz Bąk24 września 20202 komentarze

Za kilka tygodni Nadleśnictwa zaczną publikować ogłoszenia o postępowaniach przetargowych w branży leśnej. Czas powoli przygotowywać się na ten moment. Pierwszorzędna kwestia, o którą należy zadbać, to ewentualne odnowienie podpisu elektronicznego.

Mój dwuletni certyfikat wygasał w sierpniu. Z około dwu – lub trzytygodniowym wyprzedzeniem zacząłem otrzymywać mailowe komunikaty od dostawcy. Zawiadamiał mnie, że zbliża się upływ okresu ważności certyfikatu. Wystarczyło tylko włożyć czytnik z kartą do laptopa, a następnie, poprzez sklep internetowy KIR, złożyć odpowiednie zamówienie.

Niestety, przespałem ten moment. Przypomniałem sobie o odnowieniu wtedy, gdy podpis był już nieważny. Okazało się, że w takiej sytuacji muszę złożyć zamówienie na nową kartę, a następnie na nowo przeprowadzić instalację oprogramowania, które obsługuje podpis.

Taka opcja trwała nieco dłużej i kosztowała trochę drożej. Kilka dni bowiem trwało, zanim dosłałem pisemne zamówienie do siedziby dostawcy (nie mogłem go podpisać elektronicznie, bo certyfikat był już nieważny!), a potem – zanim mogłem zgłosić się po odbiór karty w wybranej placówce bankowej.

Wniosek jest następujący:

sprawdź, czy w tym roku czeka Cię odnowienie podpisu elektronicznego, a jeżeli tak – zrób to bezzwłocznie.

***

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 609 666 103e-mail: lukasz.bak@jaskot-bak.pl

Potrącenia z pensji pracownika

Łukasz Bąk17 września 2020Komentarze (0)

Historia jest krótka i następująca:

Właściciel firmy leśnej zatrudnia pilarza. Pracownik popada w tarapaty i komornik zaczyna deptać mu po piętach.

Pracodawca otrzymuje z kancelarii komorniczej wezwanie do tego, aby wynagrodzenie płacić komornikowi, a nie pracownikowi. Pracodawca ma dokonywać potrącenia pensji pracownika w każdym kolejnym miesiącu.

Pensja podlega jednak ochronie prawnej. Pracodawca nie może przekazać komornikowi więcej, niż wynika to z kodeksu pracy. Kodeks, pomiędzy innymi ograniczeniami, mówi, że pracownikowi musi zostać na koncie co najmniej minimalne wynagrodzenie. Akurat takie otrzymuje pilarz w naszej historii.

Przedsiębiorca odpisuje zatem komornikowi, że nie będzie płacił mu żadnych pieniędzy, bo pozostawia pracownikowi tyle, ile gwarantuje prawo.

Korespondencja toczy się dalej.

Komornik dostarcza bowiem firmie własnoręczne oświadczenie pracownika, że ten godzi się, aby potrącać mu więcej, niż do wysokości pensji minimalnej. W rezultacie, komornik ponownie wzywa pracodawcę do potrącenia z pensji pracownika i grozi grzywną, jeżeli takowe nie będzie wykonane.

Jak ma zachować się pracodawca?

***

Na tym blogu kilkukrotnie wspominałem już, że ogólne zasady prawne, nawet gdy brzmiące nieprecyzyjnie, pomagają rozwiązywać wiele problemów przedsiębiorców. Tak jest i w tym wypadku.

Jedna z podstawowych reguł prawa pracy mówi, że

wszelkie ustalenia z pracownikiem mniej korzystne niż te wynikające z kodeksu, są nieważne z mocy prawa.

Chodzi o to, aby bezwzględnie chronić pozycję słabszego – zatrudnionego i unikać sytuacji, w której pracodawca zmusza go do uległości i każe podpisywać dokumenty (umowy) ze szkodą dla niego samego.

Tę właśnie zasadę zastosujemy w naszej sprawie.

Nawet zatem jeżeli pracownik oświadczył na piśmie komornikowi, że zrzeka się części wynagrodzenia (co skądinąd jest także wprost zabronione w kodeksie pracy), właściciel firmy nie może uszczuplić pensji poniżej ustawowej, minimalnej kwoty. Sytuacja jest analogiczna do takiej, w której pracownik podpisałby z pracodawcą umowę zawierającą podobną klauzulę.

***

Jeżeli zatem mamy wyważyć dwa interesy:

  1. interes pracownika w relacji z pracodawcą oraz
  2. interes komornika i jego uprawnień,

górę weźmie ten pierwszy.

Nic wszakże nie stoi na przeszkodzie, aby pracownik, odbierając pensję samodzielnie, oddawał jej część na potrzeby egzekucji, skoro i tak przekazywał komornikowi swoją zgodę co do potrąceń.

***

Jeżeli komornik w swoim uporze nałoży grzywnę na właściciela firmy, trzeba będzie poddać sprawę pod rozwagę sądu kontrolującego działalność komornika.

 

 

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 609 666 103e-mail: lukasz.bak@jaskot-bak.pl

Jeden z czytelników bloga zwrócił się do mnie z pytaniem:

Czy w okresie epidemii aktualny pozostaje zapis umowy gwarantujący firmie leśnej realizację co najmniej 70% jej wartości?

Odpowiedź jest dość zwięzła:

Tak, taki zapis pozostaje aktualny.

Innymi słowy, wprowadzenie stanu epidemii automatycznie nie anuluje obowiązku polegającego na zapewnieniu wykonawcy minimalnego zakresu zleceń. Powiem więcej, w czasach zawieruchy gwarantowana wartość umowy to jeden z niewielu wentyli bezpieczeństwa po stronie ZUL-i.

Nadleśnictwo naruszy umowę jeżeli uniemożliwi zafakturowanie wskazanej części prac. Wykonawca będzie mógł domagać się zwrócenia mu zysków (przychody minus koszty), które osiągnąłby, gdyby 70% robót zostało mu zapewnionych.

***

Gdyby jednak wszystkie wątpliwości prawne rozstrzygały się tak krótkimi wyjaśnieniami, my adwokaci nie mielibyśmy nic do roboty. Do tej beczki miodu dołóżmy zatem łyżkę dziegciu.

Wyobrażam sobie sytuację, że Nadleśnictwo twierdzi, iż koronawirus, jako zdarzenie nieprzewidziane, niezależne i zewnętrzne, uniemożliwił mu zlecenie 70%. Innymi słowy, zamawiający próbuje przekonać, że mamy do czynienia ze stanem szczególnym (siłą wyższą), który zwalnia go z odpowiedzialności i powoduje, że gwarantowana wartość umowy przestaje obowiązywać.

Problem jednak polega na tym, iż związek pomiędzy epidemią o niewykonaniem umowy Nadleśnictwo będzie musiało rzetelnie i przekonująco udowodnić. Zadanie polega na wykazaniu, iż epidemia była wyłączną przyczyną braku odpowiedniej liczby zleceń.

Nie wiem, jak będzie wyglądała sytuacja do końca roku, ale na dzień dzisiejszy możliwość przeprowadzenia takich dowodów uważam za mało prawdopodobną. Dla przykładu: jak zamawiający wytłumaczy się z faktu, że zaniechał obniżenia ceny surowca i dlatego nie pozyskał kontrahentów, którzy byli wszakże gotowi kupić drewno, ale taniej? Czy będzie w stanie przekonać sąd, że bezwzględnym warunkiem wystawienia zlecenia na pozyskanie jest istnienie zbytu (czyli, że nie mógł zmagazynować choćby części stosów)?

Przed tego typu pytaniami stanie Nadleśnictwo, jeżeli zdecyduje się uchybić obowiązkowi 70%. Nie zazdroszczę…

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 609 666 103e-mail: lukasz.bak@jaskot-bak.pl